lut 21 2004

# 75


Komentarze: 1

I rozpadłam się na niepoliczalną ilość kawałków, do dzisiaj nie znalazłam większości, do dzisiaj jestem wybrakowanymi puzzlami z Unicef-u, strukturą otwartą, nawet druga pani Kane nie miałaby cierpliwości układać mnie w długie popołudnia. Złamał mi się kręgosłup, straciłam poczucie równowagi, nie trzymam się na nogach, rozjeżdżają mi się jak łapki szczeniakowi, duszę się własnym zapachem, własnym oddechem.Ostatnio nie czuję się dobrze, jesteś moją chemioterapią i naświetlaniami, śmiercią na raty, bo to jest śmierć, nawet jeśli będę jeszcze zabijać czas przez najbliższe 60 lat, to zabijasz mnie dzień po dniu, nie zmyjesz tego z siebie wszystkimi perfumami świata, na wieczór i na rano. Tymczasem...

Tymczasem istnieją pory roku, wiosenne wyprzedaże, sezon ogórkowy i sezon na rabarbar, amplituda temperatur, wilgotność powietrza, zapach frytek, przeglądy filmowe, rekrutacja na studia, wizyty kontrolne.

A wtedy nie bałam się niczego, zaprzedałabym się każdemu, żeby tylko ciebie uratować, curse God above, forsaken Heaven to bring you my love. Ale nie chodziło o miłość, chodziło o życie, moja krew gotowała się z rozpaczy, z przerażenia, że nie zdążę ci na pomoc. Nikt chyba nie był tak przerażony jak ja, był pierwszy lipca, ktoś wylał na mnie gotującą się owsiankę, oblepiona i poparzona zaciskałam palce na piórze i pisałam do ciebie pierwszy list miłosny. Ale to nie był list miłosny, tylko Confiteor, cyrograf, certyfikat, dożywotnia gwarancja.

Jeśli kiedyś ode mnie odejdziesz, odejdę z tobą.

(Agnieszka Drotkiewicz "Paris London Dachau")


-in-defence- : :
porcelanowa_tancerka
21 lutego 2004, 10:52
ja muszę zbierac swoje puzzle sama. pozdrawiam

Dodaj komentarz